Dzień zakochanych

Ogólnie mówiąc daleko mi do tej Joanny, w której zakochał się mój mąż 14 lat  temu. Do najpiękniejszych kobiet raczej teraz nie należę. Nasze maleństwo pochłania całą moją energię, na zadbanie o siebie już mi jej brakuje. Zwalam na swój wiek i brak formy, ale o tym innym razem. Przy okazji Walentynek chciałam podziękować mężowi za wsparcie jakie mi daje. Nie miał ze mną lekko przez te kilka ostatnich miesięcy. Huśtawka nastrojów, zmęczenie, jakaś dziwna nerwówka, że musi być w domu na błysk, doły, że nie mogę karmić piersią - totalna jazda bez trzymanki. A on, mój mąż, opoka moja - dał radę. Świetnie opiekuje się synkiem. Gdy sama zachorowałam, nie bałam się, że sobie z małym nie poradzi. Mogę na niego liczyć, naprawdę. Wiadomo, nie zawsze jest super kolorowo i nikt nie jest idealny, różne burze i trzęsienia przechodziliśmy, ale ogólnie rzecz biorąc nie wyobrażam sobie tych kilku miesięcy bez niego.  Chciałam żeby ten Dzień Zakochanych był wyjątkowy, tak więc zawalentynkowałam pokój, kupiłam prezent, zrobiłam sernik w kształcie serca, a ponieważ nasz bobas dokładnie 14 lutego skończył pół roczku zrobiłam dodatkowy mini torcik  z liczbą 1/2, aż dziw, że to ogarnęłam. Dobrze, że za sernik zabrałam się z samego rana, mały miał świetny humor, później już była tendencja spadkowa, ale i tak dałam radę :) Dawno nie mieliśmy już takich Walentynek, z biegiem lat człowiek coraz mniej się stara i przykłada coraz mniej uwagi do takich okazji, komercja komercją, ale czasem fajnie po prostu się wysilić i zrobić coś dla drugiej osoby, zrobić coś tak głupiego i banalnego jak powycinanie serduszek z papieru i zrobienie sernika. Mężuś też się postarał. Nie zawsze były i będą takie Walentynki, ale ważne, że się zdarzają.  Dziękuję, że Cię mam.










Komentarze

Popularne posty